Muzyczne skarby 2020

Sylwestrowy poranek rozjaśniają mi brzmienia testowej audycji Radia 357. Znajome głosy ulubionych redaktorów i solidna dawka energetycznej muzyki sprawiają, że na twarzy od razu wykwita szeroki uśmiech. Jakoś przyjemniej zabrać się do pisania tego posta, choć w pierwotnym zamyśle miał on mieć charakter raczej melancholijny. Może na przekór wszystkim niedostatkom kończącego się roku, warto spojrzeć nań pozytywnie i docenić to, czym nas obdarował?

W przestrzeni muzycznej dotkliwym brakiem stało się przede wszystkim odwołanie koncertów. Spoglądam na garść biletów, jakie pozostały mi po anulowanych wydarzeniach: Anna Maria Jopek z projektem "Przestworza" w katowickim NOSPRze, występ Dawida Podsiadły na Stadionie Śląskim, koncerty Jordiego Savalla i Jakuba Józefa Orlińskiego w Centrum Kongresowym ICE Kraków... Trudny czas ograniczeń i izolacji sprawił, że z sal koncertowych trzeba było przenieść się w przestrzeń wirtualną, gdzie, na szczęście, nie brakło ciekawych propozycji. Moim ulubionym substytutem stały się "Domówki z Dwójką", czyli kameralne występy na żywo wprost z mieszkań artystów. Te półgodzinne, dość spontaniczne koncerty, okazały się niezwykle intymnym przeżyciem, a słuchanie ich w odosobnieniu pozwoliło chłonąć muzykę z jeszcze większą uważnością niż zwykle.

Możliwość udziału w wydarzeniach muzycznych za pomocą Internetu doceniłem zwłaszcza na przełomie lipca i sierpnia, gdy zamiast wypoczywać nad morzem, byłem zmuszony poddać się kwarantannie. To właśnie wtedy czas zamknięcia urozmaicały mi transmisje z XXI Festiwalu Bachowskiego odbywającego się w świdnickim Kościele Pokoju. Kiedy Capella Cracoviensis i Jakub Józef Orliński zaprezentowali materiał sekwencji liturgicznych i fragmenty oper Handla, wiedziałem już, że będzie to jedno z najważniejszych doznań muzycznych bieżącego roku.

Natomiast spośród płyt, jakie ukazały się w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, chyba tylko dwa krążki na dłużej przyciągnęły moją uwagę. Na moment zatrzymywały mnie oczywiście świeże albumy, jakie zaprezentowali Diana Krall, Ólafur Arnalds, Norah Jones czy Pat Metheny, jednak zaledwie dwie płyty stały się uzależniające na tyle, by niemal bez reszty zawładnąć moim odtwarzaczem.

Pierwsza z nich to "Astronomia poety. Baczyński", czyli materiał przygotowany na 76. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Mela Koteluk i Kwadrofonik błyszczą tu subtelną wrażliwością i jakąś swoiście ciepłą melancholią, co - jak mniemam - jest zasługą fenomenalnych aranżacji Bartka Wąsika. Druga z ukochanych płyt mijającego roku należy do Melody Gardot. Opłacało się czekać cierpliwie na ten krążek aż pięć lat, bo "Sunset In The Blue" to uwodzicielska pieszczota dla serca i ucha. Posługując się tytułem rewelacyjnego singla, można opisać ten album w dwóch słowach: C'est magnifique!

Cieszę się tymi muzycznymi skarbami i odliczam godziny do końca starego roku. Z ulgą, wdzięcznością i sercem pełnym nadziei.